piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Dyskredytowanie Zaolzia | 17.10.2017

Czy o domniemanych lub faktycznych animozjach rodzinnych rozpowiada się na forum publicznym? Odpowiedź jest dziecinnie prosta – nie. Nie opowiada się takich rzeczy, a przysłowiowe „brudy” pierze się we własnym domu. I choć ta zasada może i nieco trąci dulszczyzną, to jednak praktykowana jest od wieków pod każdą szerokością geograficzną. I dotyczy ona również społeczności – i tych wielkich, i tych małych. Bo po co opowiadać obcemu, „kiery ni ma tu stela”, o sporach i niesnaskach, o tym kto kogo lubi, a kogo nie, albo – aż wzdrygam się na samą myśl, że coś takiego mogłoby mieć miejsce – obmawiać tego i owego.

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 30 s

Jednak każdy przybysz z zewnątrz, jeśli się nieco bardziej wgłębi w stosunki panujące w zaolziańskiej familii, to prędzej czy później sam się zorientuje, że coś tu nie gra. Zdarza mi się, że osoby z Polski – i to nawet z centralnej jej części – pytają się o co chodzi na tym Zaolziu, dlaczego ten na tamtego patrzy wilkiem, dlaczego jeden o drugim mówi z przekąsem?

Nie wiem, nie wiem, po trzykroć nie wiem i w dyplomatycznej odpowiedzi najczęściej cytuję fragment raportu Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych sprzed trzech lat: „(...)wyzwaniem dla Polaków z Czech jest długotrwały konflikt – raczej personalno-ambicjonalny niż programowy – między dwoma największymi organizacjami reprezentującymi mniejszość: Kongresem Polaków w Republice Czeskiej a (wchodzącym formalnie w jego skład) Polskim Związkiem Kulturalno-Oświatowym”.

Aż tu pewnego dnia usłyszałem od redaktorów ukazującego się w jednym z polskich miast lokalnego czasopisma, że nie mogą wydrukować zdjęcia prezesa Kongresu Polaków z dość ważnej zaolziańskiej imprezy, bo oni, wydawcy, współpracują z organizatorem tejże, czyli z PZKO, a Kongres to przecież konkurencja.

– Konkurencja?! – oniemiałem. – Konkurencją to może być ewentualnie Matice slezská! Przecież Zarząd Główny PZKO ma swoich reprezentantów w Kongresie, przecież prezes Kongresu też jest członkiem Związku, podobnie jak wszyscy członkowie kongresowej Rady, przecież…

– Ale my nie chcemy mieć kłopotów. Po co nam to?

– Jakich kłopotów?

– Lepiej dmuchać na zimne – usłyszałem w odpowiedzi.

Machnąłem zrezygnowany ręką. Nie chcą tego zdjęcia, to nie. Przecież to nie ma znaczenia.

Ale jednak ma znaczenie. Bo przeraziło mnie w tym wszystkim to, że osoby obce, przedstawiciele ważnych instytucji, które wspierają – niejednokrotnie i finansowo – różne przedsięwzięcia polskie na Zaolziu, ale nie są skądinąd specjalnie zorientowane w tutejszych stosunkach i z rzadka tutaj bywają, nagle otrzymują nie wiadomo skąd (a raczej doskonale wiadomo skąd) informacje, że Kongres jest konkurencją wobec PZKO, że na Zaolziu toczy się walka pomiędzy tymi, którzy „służą polskości” a uzurpatorami. No i pal licho, że takie androny usłyszą, powiedzmy, w Warszawie. Ci są przyzwyczajeni do wydumanych wojenek, bo sami są w nich arcymistrzami. Ale załóżmy, że – uchowaj nas Boże! – w imię jakichś przyczyn personalno-ambicjonalnych wymsknęłyby się komuś z ust coś takiego w innej stolicy? Przecież to byłoby działanie nie tyle na szkodę jednej osoby, czy organizacji, ale na szkodę całej społeczności polskiej na Zaolziu!

W rodzinie – wiemy przecież dobrze jak to bywa – można się na siebie obrażać, można sobie dogryzać a nawet rodzonemu braciszkowi „robić koło pióra”. Ale po wyjściu z domu nie wolno przed obcymi dyskredytować żadnego z jej członków. A jeśli już ma to niestety miejsce, to przynajmniej nie wolno opowiadać o nim rzeczy biegunowo odległych od prawdy. I to nie tylko dlatego, że w konsekwencji mogłaby zostać zmniejszona bądź zamrożona dotacja na funkcjonowanie tego czy owego zaolziańskiego przedsięwzięcia. Tak się po prostu nie robi i już, bo nie jest to ani grzeczne, ani fair, ani patriotyczne.

Jarosław jot-Drużycki



Może Cię zainteresować.